Smutna wiadomość

Niestety zacznę od bardzo smutnej wiadomości. Wczoraj w mieście Soma położonym na zachodzie kraju niedaleko Izmiru doszło do wypadku w prywatnej kopalni. W wyniku wybuchu i pożaru zginęło ponad 240 górników, wielu z nich jest nadal uwięzionych pod ziemią. Trwa akcja ratunkowa. Premier oglosił 3-dniową żałobę narodową i pojechał do Somy. Jest mi bardzo przykro, bo zginęli jak zwykle niewinni ludzie starający się zapewnić byt swoim najbliższym, wykonując tę niebezpieczną pracę. Rodziny straciły synów, ojców i mężów w tej tragedii. Cała Turcja łączy się teraz w bólu i żalu.
 
Będąc w nie najweselszym nastroju pomyślałam, że poruszę dzisiaj temat tęsknoty. W Turcji mieszkam od września ubiegłego roku. W domu udało mi się być raz, w lutym, ale za to aż trzy tygodnie. Przez ten cały czas kontaktuję się z rodziną i przyjaciółmi oczywiście poprzez skypa i facebooka. Całe szczęście, że jest darmowy skype, bo to naprawdę wielka pomoc i ulga móc tak łatwo porozumiewać się z ludźmi, którzy są daleko. Co do tęsknoty to na początku było mi ciężko. Tęskniłam przede wszstkim za rodziną, znajomymi, swoim domem, pokojem, 4 KOTAMI, polskim jedzeniem (o jak bardzo), swobodą bezproblemowego porozumiewania się i poczuciem bezpieczeństwa. Brak bliskich to jedna sprawa, a próba odnalezienia się w całkiem nowej rzeczywistości to druga. Można powiedzieć, że właśnie przeciwko tej nowej rzeczywistości na początku się trochę buntowałam. Zwyczajnie szok kulturowy. Nie potrafiłam wielu rzeczy zrozumieć i zaakceptować. Nigdy wcześniej nie byłam tak długo w kraju, którego kultura jest tak odmienna od naszej. Prawda jest taka, że ten okres nie trwał zbyt długo, bo moje zdolności adaptacyjne jak się okazało są bardzo dobrze rozwinięte :) Dosyć szybko przyzwyczaiłam się do mojego aktualnego mieszkania, okolicy, szkoły, w której pracuję, super pikantnego tureckiego jedzenia, bardzo głośnego tonu rozmów, picia herbaty 10 razy dziennie i wielu wielu innych rzeczy. Na przykład pamiętam jak na początku w wielkim stresie korzystałam z miejskich autobusów zwanych po turecku 'dolmuszami', bo żeby wysiąć z takiego autobusu trzeba było powiedzieć panu kierowcy, żeby się akurat w tym miejscu zatrzymał. Przez pierwsze dwa tygodnie mój chłopak jeździł ze mną do szkoły... Teraz chce mi się z tego śmiać, ale na początku autentycznie to był duży stres. Tak samo jak unikanie sklepów czy stoisk bez samoobsługi. Po prostu nie kupiłam sobie sera czy mięsa na wagę, bo bałam się otwartej konfrontacji z obsługującym, bo nie znałam język na tyle dobrze :D Jakim osiągnięciem było dla mnie pójście do sklepu mięsnego i kupienie po raz pierwszy filetów z kurczaka prosząc o nie sprzedawcę i odbywając z nim krótką rozmowę. Ja wiem jak śmiesznie to brzmi, ale taki był początek. I niestety ta izolacja językowa chyba najbardziej wpływała na poczucie osamotnienia i zagubienia. Co więcej w domu rozmawialiśmy tylko po angielsku, jak wychodziliśmy to nie było potrzeby, żebym ja musiała wchodzić w interakcje, więc nie miałam nawet zbyt wielu okazji, żeby poćwiczyć znajomość tureckiego. To wszystko się jednak szybko wyprostowało. Po prostu przestałam się bać, że ktoś mnie gdzieś zagadnie na ulicy i spyta o cokolwiek (co zdarzało się często), a ja będę stała jak baran i nie umiala odpowiedzieć- wiele razy ludzie patrzyli na mnie jak na takiego barana (baran po turecku koyun ;)) czekając zanim sklecę z głowie w miare zrozumiałą i poprawną wypowiedź. Jeśli potrafię odpowiedzieć na pytanie np. związane z dojściem gdzieś, przeczytaniem kierunku autobusu itp to chętnie odpowiadam, a jeśli nie rozumiem to po prostu o tym informuję. Kiedy zostawałam w Gaziantepie sama i musiałam się wszędzie sama poruszać, zalatwiać mniejsze i większe sprawy to mnie bardzo ośmieliło i uswiadomiło mi, że nie mam sie czego bać. Teraz nawet sama dąże do tego, żeby jak najwięcej mówić w różnych sytuacjach po turecku, bo takie naturalne używanie języka pomaga mi najwięcej, dodaje pewności siebie i podnosci kompetencje językowe. Niby takie oczywiste, a jaki problem z wprowadzeniem z życie.

Kolejna sprawa jest taka, że przed przyjazdem tutaj naczytałam się na różnych forach internetowych głupot i strasznych historii dotyczących życia w Turcji. Bardzo negatywne opinie dotyczyły też samego Gaziantepu. Jak to bardzo niebezpiecznie tutaj jest, jak nudo, jak strasznie mężczyźni napastuja kobiety, a dodatkowo jak już się dowiedzą, że jesteś z innego z kraju to na pewno Cię porwą i zjedzą... Z tego też powodu się zwyczajnie bałam w jakikolwiek sposób zwrócić na siebie uwagę lub zdradzić, że nie jestem Turczynką. A prawda okazała się zupełnie inna. Oczywiście wszędzie trzeba być ostrożnym i dbać o swoje bezpieczeństwo, bo licho nie śpi i do złego dużo nie trzeba. Staram się zawsze na siebie uważać i do tej pory nie spotkalam się z żadną negatywną reakcją ani niebezpieczną sytuacją (oby tak pozostało!) ani ze strony kobiet ani mężczyzn. Owszem zdarzało mi się, że kobiety dziwnie na mnie patrzą i obcinają z góry do dołu jak na przykład byłam w sukience lub po prostu bardziej odświętnie ubrana. Na mężczyzn po prostu nie zwracam uwagi. Nigdy w żadenj sytuacja czy w sukience, czy w mocniejszym makijażu wieczorem, czy w 'szkolnym mundurku' żadem mnie nie zaczepił lub skomentował mojego wyglądu, żaden. Może dlatego też, że zwyczajnie kompletnie nie zwracam na nich uwagi, jestem raczej skupiona na tym co akurat mam do roboty. Ci, którzy mnie znają wiedz doskonale, że mój wyraz twarzy nie jestspecjalnie sympatyczny kiedy jestem poważna i raczej nie zachęca :)  Jeśli chodzi o reakcje ludzi to są naprawdę bardzo pomocni i życzliwi kiedy mówię im, że jestem z Polski. Dziwią się, pytają co tutaj robię, jak mi się podoba Turcja i tyle. Oczywiście na facebooku dostaję wiadomości od nieznajomych, ale wiadomo w internecie każdy jest odważny Polak, Turek czy ktokolwiek inny.
Wszyscy nasi znajomi stąd, dalsi i bliscy, zawsze zapewniali o chęci pomocy i co więcej zawsze tę pomoc otrzymywałam kiedy jej potrzebowałam. Teraz kiedy jestem w Gaziantepie sama ludzie, którzy mnie znają interesują się czy wszystko jest w porządku i czy przypadkiem niczego mi nie potrzeba. Gaziantep jest specyficznym miastem, bardzo zróżnicowanym jeśli chodzi o jego mieszkańców. Można tutaj zobaczyć dziewczyny w mini z rozpuszczonymi włosami i mocnym makijażem, ale większość kobiet nosi chusty i luźne ubrania. Co więcej przez bardzo szybki napływ ogromnej liczby imigrantów z Syrii ulice zapełniły się kobietami z burkach, które są zakryte od stóp do głów. Właśnie ze względu na stale rosnącą ilość syryjczyków zwłaszcza ostatnimi czasy czuję się tutaj może trochę mniej swobodnie, bo zaczynam być po woli w mniejszości ze starszymi i młodszymi Turczynkami bez chust :) Do tego niestety dochodzi rosnąca liczba żebraków, zawsze małe dzieci lub kobiety, nigdy nie widziałam żebrających mężczyzn, no  może za wyjątkiem schorowanych staruszków. Ostatnio się dowiedziałam nawet, że w Gaziantepie zaczyna kwitnąć prostutucja czego nigdy bym się po tym mieście nie spodziewała, no ale na pewno jeszcze wiele rzeczy mnie w Turcji zaskoczy. Takim oto sposobem zaczyna się robić trochę nieprzyjemnie.
 
Wracając do głównego tematu, myślę, że po początkowych problemach z tęsknotą za rodziną i krajem radzę sobie całkiem dobrze. Bardzo pomagają mi w tym prawie codzienne rozmowy z mamą dzięki której jestem na bieżąco z tym co dzieje się w domu :) Jest mi też bardzo miło móc powymieniać maile z przyjaciółmi i znajomymi w Polsce, bo wyjechałam z kraju bezpośrednio po studiach i po prostu za nimi tęsknę i zawsze strasznie mnie interesuje co się u nich dzieje. Temat przyzwyczajania się do życia w obcym kraju bez rodziny i przyjaciół jest bardzo rozległy i zawiły. Są oczywiście momenty kiedy jest mi smutno, takie jak święta czy uroczystości rodzinne, w których nie mogę uczestniczyć. Na szczęście ludzie mi bliscy tutaj też starają się pomóc i dać namiastkę tego co mnie omija w domu. W dowód tego pokazuję Wam Kochani choinkę, która została na święta przygotowana specjalnie na mój przyjazd w domu mojego chłopaka. Powiedział, że pierwszy raz miał w domu choinkę :D


Wracając jeszcze na chwilę do tęsknoty to niestety teraz tęsknię podwójnie, raz za moimi bliskimi w Polsce-prawda jest taka, że im więcej jestem z nimi w kontakcie tym bardziej tęsknię. Dwa, za moim chłopakiem, który poszedł w kamasze. Niestety służba wosjkowa jest w Turcji cały czas obowiązkowa i czy się chce czy nie trzeba ją odbyć. Służba trwa 12 lub niecałe 6 miesięcy. Więcej na jej temat będę mogła Wam powiedzieć po jego szczęśliwym powrocie (Insallah- co z arabskiego oznacza 'jeśli Bój pozowli' i jest tureckim określeniem na wyrażenie nadzieii na coś). Tak więc z tematem tęsknoty jestem dosyć blisko, niemniej jednak staram się zawsze dostrzegać pozytywne strony każdej sytuacji. W końcu jestem tutaj z własnego wyboru i do tego bardzo zadowlona, że podjęłam decyzję o wyjeździe. W końcu każda taka decyzja niesie ze sobą jakieś konswkwencje.
A jak Wy radzicie lub radziliście sobie z tęsknotą za krajem lub rozłąką z bliskimi? Może macie jakieś sprawdzone metody lub rady? :)

Na koniec zdjęcie jednego a moich czterech kotów, za którymi też bardzo bardzo tęsknię. Mam trochę fioła na punkcie kotów i generalnie zwierzaków, dlatego jak już kiedyś gdzieś się osiedlę w jednym miejscu na stałe to będę mieć przynajmniej jednego kota i psa. Insallah!



Oto kot o zaskakującym imieniu Szary! 

Zachęcam Was Kochani do komentowania i dzielenia się uwagami lub wrażeniami odnośnie bloga. Miłego wieczoru i do usłyszenia.

Komentarze

  1. Muszę przyznać, że z ogromnym zainteresowaniem czytam Twojego bloga, jakbym czytała ciekawą książkę :) pisz co się dzieje u Ciebie i opisuj dalej ten kraj bo lubię poznawać ( nawet czytając tylko ) inne kultury, obyczaje i takie tam :) pozdrawiamy ciepło i też tęsknimy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że blog się spodobał :) postaram się systematycznie dodawać posty okraszone zdjęciami. A do Turcji rzecz jasna zapraszam i zachęcam do przyjazdu chociażby na chwilę :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty